wtorek, 16 grudnia 2014

Chapter Three.

Mamy połowę lipca, a ja w rzeczywistości nic takiego nie zrobiłam, nie poznałam żadnych nowych ludzi - oprócz Blaze, nigdzie nie pojechałam, nigdzie nie wyszłam. Całymi dniami siedzę w domu, oglądam seriale albo po prosto czytam książki. Moje życie towarzyskie było na co raz niższym poziomie. Fakt faktem wyjdę gdzieś czasem z Justinem czy Shawnem, raz nawet zdarzyło mi się z Blaze.
Po chwili zastanowienia sięgnęłam po mój telefon i wybrałam numer do B.
-Zdecydowałam się. Bądź po mnie o 19. -uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Wiedziałam, że się zgodzisz. -mogłam wyczuć w jej głosie dumę, jednak byłam pewna, że towarzyszy temu szeroki uśmiech.
-Początkowo nie byłam do tego jakoś szczególnie przekonana, ale czemu nie? -zadałam retoryczne pytanie. 
-Taa. Słuchaj skarbie, możesz wziąć sobie jakąś osobę towarzyszącą.
-W porządku.. -w pierwszej chwili pomyślałam o Justinie, choć miałam wątpliwości. -Jak mam się ubrać? -otworzyłam drzwi od mojej szafy i zaczęłam przeglądać ciuchy. 
-Gorąco. -powiedziała uwodzicielskim tonem. 
-Z przyjemnością. -odpowiedziałam jej tym samym. 
Obie wybuchnęłyśmy niekontrolowanym śmiechem. 
-Już się nie mogę doczekać. Do zobaczenia. -rozłączyła się nie czekając na moją odpowiedź. 
Kolejny numer jaki wybrałam należał do nikogo innego jak Justina. Nie musiała długo czekać aby odebrał. 
-Rusz swój tyłek Bieber, idziemy na imprezę. -wydaje mi się, że powiedziałam to odrobinkę zbyt entuzjastycznie, bo zaśmiał się na moje słowa.
-Czy mi się wydaje, czy właśnie zaprosiłaś mnie na randkę? -usłyszałam jak odpala papierosa. 
-Wydaje mi się, że właśnie zaproponowałam Ci wyjście na imprezę. -przeszłam do łazienki. 
-Jeśli tak myślisz. 
Uwielbiałam rozmowy z nim. Niby to zwykłe rozmowy, a jednak sprawiają uśmiech na twarzy. -Cokolwiek. Bądź u mnie o 19 i proszę, bądź punktualny choć raz. -zaczęłam ściągać moją pidżamę w której chodziłam przez prawie cały dzień. 
-Nic nie obiecuję. Do zobaczenia. -usłyszałam ten wszystkim już znany dźwięk, gdy ktoś się rozłączy. 
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, była 17:24. W porządku, mam półtorej godziny. 
Stojąc już całkowicie naga weszłam pod prysznic myjąc dokładnie moje włosy i ciało. Po wyjściu jeden ręcznik założyłam na włosy, natomiast drugim owinęłam się. Umyłam zęby i nabalsamowałam nogi. Ponownie znalazłam się przed otwartą już szafą i zaczęłam przeglądać jej zawartość. Wszystko co w niej było nie nadawało się na imprezę. W większości miałam tam za duże rozciągnięte sweterki, dżinsy, jakieś spódniczki i koszulki, spodenki.. ale zaraz, w kącie szafy wisiała moja czarna sukienka do połowy uda, która od pępka do biustu była połączona tylko kilkoma cieniutkimi paskami. Założyłam moją czarną koronkową bieliznę i szybko wcisnęłam się w sukienkę. Wygładziłam ją i przejrzałam się w lustrze. Miała dla mnie ogromne znaczenie.. Dostałam ją od mamy na święta - uważała, że to nie najlepsza sukienka jak dla 15-sto latki, ale ufała mi. Jeśli wiecie co mam na myśli. Nie miałam jej na sobie jeszcze ani razu, bo jak się okazało była na mnie za duża w biuście i pośladkach, dziś leży idealnie. Wyrobiłam się. 
Wróciłam do łazienki i zrobiłam mocniejszy makijaż niż zwykle. Wysuszyłam moje włosy i delikatnie zakręciłam po czym spryskałam lakierem. 
Wzięłam nie wielką torebkę, by móc zmieścić w niej tylko najpotrzebniejsze mi rzeczy. Telefon wskazywał godzinę 18:42 już niedługo powinni być moi przyjaciele. Zajrzałam do szafy i wybrałam czarne 15-sto centymetrowe szpilki. Wsunęłam je na moje zgrabne nogi. Przejrzałam się w lustrze po raz ostatni i użyłam moich ulubionych słodkich perfum. Kiedy zeszłam na dół oczy Shawna i Willa były skierowane w moją stronę. 
-Kim jesteś i co zrobiłaś z moją młodszą siostrą? -Shawn zmrużył oczy i mi się przyglądał. 
-Nie żartuj. -wywróciłam oczami. 
Spojrzałam na Willa, ilustrował mnie od góry do dołu. 
-Co? Coś nie tak? -spytałam odrobinę zmieszana. 
-N-Nie. Wyglądasz.. Naprawdę dobrze. -rozbawiło mnie jego zająknięcie. 
-Um, dzięki? -poczułam się dziwnie.
Na szczęście tą niezręczną chwilę przerwał nam dzwonek do drzwi. Chciałam już je otworzyć, kiedy Shawn zdecydował się, że świetnym pomysłem będzie jeśli zrobi to on i oczywiście sprawdzi z kim wychodzę. Na całą tę sytuację wywróciłam jedynie oczami i stanęłam zaraz obok niego. 
-Justin? -mina mojego brata mówiła sama za siebie.
-Cześć. -Justin spojrzał na Shawna, po czym na mnie. -I hej. 
-Hej. -uśmiechnęłam się do niego. 
-Czy powinienem o czymś wiedzieć? -wpuścił go do środka po czym spojrzał na nas oboje.
-Nie, raczej nie. -odpowiedział  stanowczo mój dzisiejszy partner.
-Po prostu się przyjaźnimy. -dodałam szybko. 
-Mam taką nadzieję. -uśmiechnął się.
Ponownie zadzwonił dzwonek do drzwi. 
Dzięki bogu, Blaze.
Czując jak napięcie wzrasta szybko ruszyłam do drzwi, chciałam po prostu znaleźć się jak najdalej od nich dwóch. 
-Tak się cieszę, że już jesteś. -na jej widok wypuściłam powietrze.
-Woah skarbie, nie ekscytuj się tak. -zaśmiała się, nie wiedząc chyba za bardzo o co mi chodzi, więc zdecydowałam się to zignorować i po prostu się uśmiechnęłam.
Zaprosiłam ją do środka i weszłyśmy do salonu gdzie chłopcy dyskutowali między sobą. Mam na myśli Justina i Shawna, oczywiście. Oboje ucichli gdy się tam znalazłyśmy.
-Będziemy się już zbierać. -uśmiechnęłam się. -Nie czekaj na mnie, wrócę późno, bardzo późno.
-Uważaj na siebie, jeśli coś by się działo, zadzwoń. -pouczył mnie mój brat.
-Nie martw się, jest w dobrych rękach. -wtrącił się Justin.
-Wiem. -przejechał ręką po włosach. -Bawcie się dobrze. -Shawn odprowadził nas do drzwi.
Zatrzymaliśmy się po między dwoma samochodami, jeden z nich należał na pewno do Justina, drugi natomiast do Blaze?
-To Twój samochód? -spytałam niepewnie.
-Nie. Matta. Mojego chłopaka. -uśmiechnęła się i przygryzła dolną wargę.
-Okej. Więc.. Jak robimy? Jedziemy jednym czy lepiej dwoma? -oparłam się o samochód Justina.
-Jedziemy na dwa. -powiedział zdecydowanie Justin, powiedziałabym, że zrobił to bez namysłu, ale ton jego głosu mówił sam za siebie.
-W porządku, więc jedźcie za nami.. Albo po prostu wyślę Ci w esemesie ulicę i spotkamy się na miejscu. -puściła mi oczko.
Wywróciłam jedynie oczami. Chciałam już wsiadać do samochodu, kiedy Justin złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Uniosłam brwi w pytającym geście. Spojrzał na mnie od góry do dołu, a następnie skupił się na moich oczach. Czułam jakby wiercił we mnie dziurę, jakby chciał przejrzeć mnie na wylot, usłyszeć moje myśli. W jednej sekundzie moje serce zabiło szybciej. Czułam przepływającą krew w moich żyłach.
-Ślicznie wyglądasz. -wyszeptał uwodzicielsko, po czym schował głowę w mojej szyi i zaciągnął się moimi perfumami. -Tak samo ślicznie pachniesz.
-Wiem. -moje usta wygięły się w satysfakcjonującym mnie uśmiechu.
Zilustrowałam mojego partnera. Ubrany w dżinsy, czarną koszulkę z dekoltem w serek, czarne adidasy. Na lewym nadgarstku srebrny zegarek, wyglądał na drogi. Na szyi zawieszony również srebrny krzyżyk na łańcuszku. Idealne kości policzkowe, delikatne, pełne malinowe usta i miodowe oczy. Brązowe włosy ułożone w pełnym nieładzie.
-Wyglądasz całkiem..-musiałam się chwilę zastanowić aby móc coś powiedzieć.
-Seksownie? -poruszył zabawnie brwiami.
-Nie. -skupiłam się na dokończeniu zdania.
-Pociągająco? -ponownie poruszył brwiami.
-Nie. -spojrzałam mu w oczy. -Wyglądasz całkiem nieźle. -uśmiechnęłam się i przybliżyłam twarz do jego. Nasze usta dzieliły milimetry. -To nie jest randka. -puściłam mu oczko i się odsunęłam. Zajęłam miejsce pasażera.
-Będziesz tam tak stał czy jedziemy? -wyjrzałam przez okno kierowcy.
Stał tam odrobinę zszokowany, bez ruchu. Był słodki gdy coś nie szło po jego myśli. 


JUSTIN POV's
-Będziesz tam tak stał czy jedziemy? -usłyszałem głos Kaylen.
Przejechałem ręką po włosach i zaśmiałem się pod nosem. Zająłem miejsce kierowcy, włożyłem najnowszą płytę Khalify i pogłośniłem.
-O mój boże, kocham to! -pisnęła brunetka po czym zaczęła rapować.
Wow, nigdy bym nie pomyślał, że może potrafić coś takiego, że jej delikatny, słodki głos może potrafić coś takiego. W zwyczaju nie mam słuchana damskiego głosu i to do tego w rapie, ale ona, to było coś niesamowitego.
Podała mi telefon z esemesem w którym podany był adres klubu do którego jedziemy. Uśmiechnąłem się do siebie. Był to najlepszy klub w mieście. Spędzam tam większość czasu. Jestem tam znany. Aby się tam dostać musisz być kimś, kimś takim jak na przykład ja, Justin Bieber. W innym wypadku musisz po prostu stać w kolejce i liczyć na to, że po prostu będzie wolne miejsce, za które będziesz mógł zapłacić dużą ilość pieniędzy.
Ponownie spojrzałem na Kaylen. W śpiewaniu dotrzymywała kroku raperowi, ruszając przy tym delikatnie ciałem.
Pomyślałem, że nie będzie miała nic przeciwko jeśli zapalę. Wyciągnąłem jednego papierosa i umieściłem go w moich ustach po czym odpaliłem. Szybkim ruchem otworzyłem okno. Poczułem w płucach znaną mi już doskonale substancję.
-Co ty robisz? -jej brwi były praktycznie złączone w jedną.
-A na co Ci to wygląda? -spojrzałem rozbawiony.
-To było pytanie retoryczne. -wywróciła oczami.
 -Nie wywracaj na mnie oczami Kaylen. Mówiłem Ci już coś o tym. -zatrzymałem samochód na parkingu.
-Mówiłam Ci coś o paleniu. Mieliśmy umowę. -zmrużyła oczy i zaczęła mi się intensywniej przyglądać.
-Jeśli raz na jakiś czas zapalę, to nic się takiego nie stanie. -wyrzuciłem spalonego już papierosa za okno samochodu po czym je zamknąłem.
-Trujesz mnie. -skrzyżowała ręce na piersiach.
-Nie zachowuj się jak dziecko. To nic takiego, w szczególności jeśli jedziemy do klubu gdzie ludzie palą nie tylko papierosy. -spojrzała na mnie, a jej oczy były rozszerzone, wydaje mi się, że nie wiedziała o tym. Nie jest typem dziewczyny która imprezuje. Ona chyba nawet nigdy nie miała w ustach papierosa.
Wysiadłem z samochodu i obszedłem go dookoła. Otworzyłem drzwi pasażera i wyciągnąłem rękę w jej stronę.
-Chodź. -uśmiechnąłem się.
Zawahała się ale już po chwili chwyciła moją rękę, a ja mogłem zamknąć samochód. Mogłem łatwo zauważyć, że czuje się nieswojo więc chwyciłem ją za rękę i ruszyliśmy do wejścia. Gdzieś w tłumie ludzi stojących w kolejce zauważyłem Blaze i jej chłopaka. Zawołałem ich do nas. Początkowo nie chcieli podejść, aby nie stracić miejsca w kolejce. Podeszliśmy do dwóch napakowanych, mających na pewno po dwa metry ochroniarzy. Jak zawsze przywitali mnie miło, chwilę pożartowaliśmy, przedstawiłem chłopakom moich znajomych i weszliśmy.
-Jakim cudem po prostu weszliśmy? -spytał zaskoczony Matt.
-Jestem Justinem Bieberem. Wszyscy znają moją pozycję w mieście. Wszędzie wchodzę bez problemu. -uśmiechnąłem się dumnie. Pociągnąłem Kaylen do baru.
-Co dla Ciebie? -spytałem.
-Coś słodkiego, mocnego. -uśmiechnęła się i usiadła na stołku.
-Chanel! -zawołałem do dziewczyny stojącej za barem.
-Co dla Ciebie Justin? -blondynka podeszła do nas.
-Dla koleżanki coś słodkiego i mocnego, a dla mnie 8 shotów. -złożyłem zamówienie i usiadłem.
-Już podaję.


KAYLEN POV's
W moich uszach bębniła muzyka wychodząca z dziesiątek głośników. W pomieszczeniu były setki ludzi. Nad nami unosił się kłębek dymu i kolorowe światła rozchodzące się w różnych kierunkach. DJ stojący na podeście podskakiwał w rytmie muzyki. Podobało mi się to miejsce, podobał mi się klimat panujący tu, podobali mi się ludzie jacy tu byli, podobała mi się muzyka i muszę przyznać, że byli tu całkiem przystojni mężczyźni.
-Proszę bardzo. -Chanel, tak przynajmniej nazwał ją Justin, musiała przekrzykiwać muzykę, mimo to i tak ciężko było cokolwiek usłyszeć.
-Jak zawsze wszystko na Twój rachunek. -puściła oczko do mojego towarzysza. -W razie czego wiesz gdzie mnie szukać.
Justin podał mi kolorowego drinka i wziął swój kieliszek.
-Twoje zdrowie shawty. -puścił mi oczko i przybił kieliszkiem do mojego.
-Poprawka, nasze zdrowie. -uśmiechnęłam się.
W tym samym czasie zaczęliśmy pić. Ja sączyłam swojego drinka z klasą i powoli, Justin natomiast wypił wszystkie osiem shotów za jednym razem bez popijania. Muszę przyznać, że zrobił tym na mnie wrażenie. Dokończyłam mojego drinka i wtedy Justin poprosił mnie do tańca.
Niepewnie podałam mu rękę i ruszyłam za nim w tłum ludzi. Nie wiedziałam jak mam się ruszać, co robić. Zaufałam mojemu instynktowi i już po chwili ruszałam ciałem jak większość obecnych tu dziewczyn. Zachowywałam się trochę mniej jak dziwka, ale muszę przyznać, tańczyłam całkiem nieźle. Zdarzyło mi się nawet kilka razy otrzeć pupą o jego krocze.
Po kilku przetańczonych piosenkach ponownie wróciliśmy do baru, aby móc się czegoś napić. Tym razem zdecydowałam się na pięć shotów. Justin jednak zwiększył swoją ilość i tym razem miał ich dziesięć.
Jestem pewna, że czysta wódka nie będzie moim faworytem, ale why not?
W życiu piłam może cztery razy? I właściwie wychodzi na to, że dziś jest mój piąty raz.
Byłam pijana. Czułam to, ale czułam się też świetnie. Chodzenie na imprezy jest zdecydowanie lepszym sposobem do spędzania czasu.
-Chodź! -krzyknęłam do Justina i pociągnęłam go na parkiet.
Tańczyliśmy ocierając się o siebie, jednak żadne z nas nie dopuściło się do pocałunku, dobrze. To by zniszczyło naszą przyjaźń.
-Jak się czujesz? -trzymając mnie za biodra, przysunął mnie bliżej do siebie.
-Wydaje mi się, że dobrze, bardzo dobrze. -uśmiechnęłam się szerzej.
-I prawidłowo. -ledwo usłyszałam jego słowa.
W tłumie ujrzałam Blaze i pomachałam do niej, od razu do mnie przyszła. Poszliśmy całą czwórką do baru aby się czegoś napić.
Razem z Blaze zamówiłyśmy po pięć shotów. Justin i Matt po piętnaście. Robiliśmy konkurs kto szybciej wypije. I kto wygrał? Oczywiście, że Justin i byłam pod wrażeniem, ale ja również wypiłam szybciej niż moja konkurentka. Woah, teraz już zakręciło mi się w głowie. Zaśmiałam się.
-Wszystko okej? -spytała zatroskana Blaze.
-Nie wygląda? -zaśmiałam się. -Chodź! -pociągnęłam ją na parkiet zostawiając chłopców przy barze.
Wydaje mi się, że tańczyłyśmy dobrze, może trochę za bardzo się o siebie ocierałyśmy, ale nie przeszkadzało mi to do momentu, gdy nie przyłączyli się do nas jacyś dwaj mężczyźni. Automatycznie się od nich odsunęłyśmy, nie wyglądali na zbyt przyjemnych. Jednak jak to wypicie chłopcy nie chcieli odpuścić i najwidoczniej w ich słowniku nie było słowa 'nie'.
Nie do końca wiedziałam co robić, więc po prostu robiłam to co Blaze. Odeszłyśmy na bok i zaczęłyśmy ponownie tańczyć razem. Zatracona całkowicie w tym co robię i gdzie jestem zapomniałam o całym świecie. Zapomniałam o tym, że w domu na pewno czeka na mnie Shawn mimo, że poprosiłam go aby nie czekał, mimo, że widział, że jestem bezpieczna. Martwił się, to było kochane. Jednak dziś jestem na imprezie i to jest moja noc. Obie byłyśmy już całkowicie wykończone tańcem, więc ruszyłyśmy do baru.


JUSTIN POV's
Stałem z Mattem i rozmawiałem. Wydaje się naprawdę w porządku, nie spodziewałem się tego po nim. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak pizda, nie facet. Jednak ludzie mają rację, nie należy oceniać książki po okładce. Byłem całkowicie wstawiony, może nie najebany, ale na pewno mocno wstawiony. Równowagę jeszcze utrzymywałem. Czekając na dziewczyny zamówiliśmy po jeszcze jednej piątce shotów. Ponownie wypiłem pierwszy. Dumna mnie rozpierała - wyczujcie ten sarkazm, to nie pierwszy raz gdy wygrałem z kimś w piciu, przyzwyczaiłem się do tego.
Moją uwagę przykuła Kaylen idąca w moim kierunku, na jej buzi panował uśmiech, ale była widocznie zmęczona. Stanęła tuż obok mnie i oparła głowę na moim ramieniu. Objąłem ją ręką w pasie i przysunąłem do siebie. Pozwoliłem, aby cały ciężar jej ciała przeszedł na mnie.
-Możemy iść gdzieś usiąść? -spytała.
-Jasne. Poczekaj. -zacząłem się rozglądać. -Chanel! -po raz kolejny zawołałem blondynkę. -Przynieś nam do stolika dwa drinki i 10 shotów. -puściłem jej oczko.
Chwyciłem za rękę Kay i pociągnąłem za sobą, upewniłem się tylko, że Matt i Blaze idą zaraz za nami. Dostrzegłem wolny mój stały stolik. Wygodnie usiadłem, a zaraz obok mnie Kaylen.
Wyciągnąłem z kieszeni metalowy, podłużny pojemniczek po czym wyciągnąłem z niego jednego blanta. Sięgnąłem jeszcze tylko zapalniczkę.
-Kto pali? -uśmiechnąłem się.
-Stary, wiesz jak mnie zadowolić. -zaśmiał się Matt.
Blaze jedynie podniosła w górę rękę. Widziałem wahanie w oczach Kaylen, ale po chwili na jej buźkę wkradł się chytry uśmiech i również podniosła rękę w górę.
-Paliłaś kiedykolwiek marihuanę? Blanta? -spojrzałem jej w oczy.
Pomachała przecząco głową.
-Ściągasz trzy i podajesz dalej. -puściłem jej oczko. -Pamiętaj, żeby trzymać w płucach. -nie czekając na jej odpowiedź włożyłem go do ust i odpaliłem. Moje płuca wypełniły się marihuaną. Krew zaczęła szybciej płynąć. Reakcja serca była natychmiastowa, puls przyspieszył. Blanta podałem Kay. Delikatnie włożyła go do ust i zaciągnęła się. Zaczęła kasłać, zadusiła się. Pokazałem jej gestem, aby paliła dalej. Kolejno podała do Blaze, następnie trafił do Matta. Ponownie wrócił do mnie i tak w kółko. Mój organizm był całkowicie rozluźniony. Pełen relaks.
-Dobrze się czujesz? -spojrzałem na Kay, nie miała oczu, dosłownie.
-Tak. -odpowiedziała krótko.
-Masz na myśli "tak, czuję się dobrze" czy "tak, czuję się chujowo"?
-Tak, czuję się dobrze. -uśmiechnęła się. -Błagam potańczmy. -wstała i podała mi rękę, nie mogłem jej odmówić.
-Idziecie? -szturchnąłem Matta, odmachał przecząco głową.
Nie zostało nam nic innego jak podejście pod scenę i tańczenie. Wciąż byłem w szoku tym jak poruszała swoim ciałem. Miałem ochotę na nią tu i teraz. Przyciągnąłem ją do siebie i spojrzałem jej w oczy. Oblizałem wargi i wpiłem się w jej truskawkowe usta. Przejechałem językiem po jej dolnej wardze prosząc o wejście. Nie musiałem długo czekać. Już po chwili nasze języki walczyły o dominację. Była taka delikatna, krucha. Założyła ręce na moją szyję i zaczęła bawić się moim włosami. Błądziłem dłońmi po jej ciele. Nie pewnie zjechałem na jej pośladki delikatnie je naciskając i masując. Moje nozdrza wypełnił słodki zapach jej perfum. W ustach czułem jedynie alkohol.
Kiedy się od siebie oderwaliśmy nasze oddechy były nie równe. Kaylen uciekała wzrokiem na różne strony tylko, aby nie spojrzeć mi w oczy. Chwyciłem dłonią jej brodę i zmusiłem aby na mnie spojrzała.
-Jest okej. -uśmiechnąłem się do niej.
-Wiem. -wolnym ruchem zaczęła zbliżać swoje usta do moich i ponownie zaczęliśmy walczyć o dominację. Czułem jak przez pocałunek się uśmiecha, spowodowało to, że ja również zacząłem się uśmiechać.
Spojrzeliśmy na siebie. I zaczęliśmy się śmiać. Delikatnie cmoknąłem jej usta.
-Muszę wyjść zapalić. -zmniejszyłem dzielącą nas przestrzeń.
-Zaczekam. -uśmiech nie schodził z jej twarzy.
-Zaraz będę. -odchodząc co chwilę odwracałem się aby móc na nią popatrzeć. Tańczyła w rytmie muzyki, miałem wrażenie, że nie jest to jej pierwsza impreza i tańczy od lat, bo to jak się ruszała, budziło we mnie zafascynowanie.
Wyszedłem na zewnątrz a chłodne powietrze sprawiło, że poczułem się znacznie lepiej. Odpaliłem papierosa. Starałem się delektować każdą chwilą z nim. Tak, jestem uzależniony. Palenie sprawia mi ogromną przyjemność, jest moim wypełnieniem, tak jak imprezy i kobiety.
Wchodząc do klubu ponownie nie słyszałem nic oprócz muzyki. Wszędzie obściskujący się ludzie. Usłyszałem, że ktoś mnie woła, ale całkowicie to zlałem. Na parkiecie czekała na mnie dziewczyna, piękna dziewczyna. Dziewczyna, która miała siedemnaście lat i to ja byłem za nią odpowiedzialny. Przyspieszyłem kroku i już po chwili zauważyłem ją. Tańczyła z... Ryanem? Nie mogłem w to uwierzyć. Jak mogła tańczyć z człowiekiem, który miał udział w tym całym porwaniu i morderstwie jej rodziców? Po chwili sam sobie odpowiedziałem. Była pijana i zjarana. Nie rozpoznała go.
Odepchnąłem go od niej.
-Łapy przy sobie McSteel. -warknąłem.
-Nowa dziwka Biebera? -założył ręce na piersi.
-Nie nazywaj jej dziwką. -zamachnąłem się i mój prawy sierpowy znalazł się na jego twarzy. Zachwiał się. Zacisnąłem szczękę i pięści. Ludzie dookoła nas zaczęli się zbierać i przyglądać.
Chłopak rzucił się na mnie z pięściami i zaczął we mnie uderzać. Oberwałem kilka razy, ale nie mógłbym być mu dłużny. Moje pięści uderzały w jego twarz. Wydaje mi się, że usłyszałem dźwięk łamanego nosa. Jego twarz była zalana krwią. Byłem w furii. Złapałem go za głowę i uderzyłam nią o moje kolano. Upadł na ziemię. Kopnąłem go jeszcze tylko w brzuch, kiedy poczułem na swoim ciele drobne ręce odciągające mnie.
-Justin stop! Przestań! -usłyszałem spanikowany głos nastolatki.
Spojrzałem w jej stronę, oczy miała przepełnione strachem i dezorientacją, ale górował strach.
-Wychodzimy. -złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę wyjścia.
Staliśmy obok samochodu, oparłem się o drzwi i odpaliłem papierosa. Wyplułem ślinę pełną krwi. Przetarłem mój lewy łuk brwiowy z którego również sączyła się krew. Wziąłem kilka głębokich wdechów. Spojrzałem na Kaylen, która stała zdezorientowana całą sytuacją, alkohol i marihuana nadal były w jej organizmie. Wyrzuciłem na wpół spalonego papierosa, podszedłem do niej i wyciągnąłem ręce w geście, by mogła się przytulić. Zrobiła to, wtuliła się we mnie jakby nic dookoła nie istniało, jakby wszyscy i wszystko zniknęło, jakbyśmy byli tam tylko my.
-Wiesz, że nie musiałeś się z nim bić? -przyglądała się mojej zranionej twarzy.
-Właściwie, to musiałem. -powiedziałem ściszonym głosem.
-Gdybyś tego nie zrobił, nie musielibyśmy stamtąd wychodzić, a ty byś nie krwawił. -odsunęła się ode mnie.
-Jeśli chcesz możemy wrócić. -zaproponowałem.
-Nie. Lepiej żebym Ci to opatrzyła. -kiwnęła głową w stronę samochodu. -Masz apteczkę?
-W domu.
-Więc jedźmy. -kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze.

Po kilku minutach staliśmy już w salonie mojego mieszkania, a ja szukałem apteczki.
-Czy naprawdę nie wiesz gdzie masz apteczkę? -brunetka nie była już tak spięta jak jeszcze kilka minut temu.
-Na ogół jej ni używam.. Przemywam wodą i nic więcej. -przeszukałem każdą półkę w kuchni.
Spojrzała na mnie z dość dziwnym wyrazem twarzy, nie mogłem go opisać.
-Piłeś wódkę, paliłeś marihuanę i po tym wszystkim tak po prostu prowadziłeś samochód?! -źrenice jej oczu powiększyły się. -Mogłeś nas zabić!
-Ale nie zabiłem. Jestem dobrym kierowcą.
-Nie sugeruję, że jesteś złym kierowcą, po prostu to było niebezpieczne. -usiadła przy stole.
-Nie ryzykując ryzykujemy najwięcej. -widząc wyraz jej twarzy, byłem pewny, że źle dobrałem to zdanie.
-Naprawdę uważasz, że jeśli zaryzykujesz swoje - przy czym też moje życie, to jest okej? -zmrużyła oczy i czekała na moją reakcję.
Doszedłem do wniosku, że najbezpieczniej dla mnie będzie jeśli się zamknę i po prostu skupię się na odnalezieniu apteczki. Z kobietą nie wygram, nigdy. Po chwili zastanowienia poszedłem do łazienki i  zacząłem przeszukiwać szafki, nie minęło dużo czasu kiedy w oczy rzuciła mi się apteczka. Szybkim ruchem po nią sięgnąłem i już po chwili byłem w moim pokoju, gdzie Kaylen przyglądała się zdjęcią stojącym na komodzie.
-To mój brat Jaxon, to Jazmyn, a to moja mama, Pattie. -wskazałem palcem na każdą z osób po kolei.
 -Jest piękną kobietą. -uśmiechnąłem się na jej słowa.
-To prawda. -odchrząknąłem. -Mam apteczkę. -podniosłem ją w górę na wysokość naszych twarzy.
-Siadaj. -wskazała podłogę.
-Czemu akurat na podłodze?
-Tak będzie mi wygodniej. Oh i zapal światło. -usiadła na łóżku i zaczęła wyciągać najpotrzebniejsze rzeczy.
Usiadłem przed nią i zacząłem jej się przyglądać. Robiła wszystko z takim skupieniem i zaangażowaniem, mimo, że było to tylko oczyszczanie kilku nieszkodliwych ran.


KAYLEN POV's
Zużyte gaziki wyrzuciłam do kosza, a apteczkę zostawiłam w łazience. Czułam, że cały alkohol, który był w moim organizmie zaczął już go opuszczać. Byłam strasznie senna i obolała. Nogi wchodziły mi tyłek. Weszłam do kuchni gdzie Justin parzył nam kawę. Usiadłam przy stole i podparłam głowę na rękach. Moje powieki były naprawdę ciężkie. Musiałam jak najszybciej znaleźć się w łóżku, bo kawa to zdecydowanie mało. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu, czwarta nad ranem. Shawn będzie się martwił.

Do: Shawn
Niedługo będę wracała, nie martw się. 

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, już po kilku sekundach dostałam smsa.

Od: Shawn
Nie martwię.

Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo wiedziałam, że jest inaczej.
-Trzymaj. -przede mną stał Justin z kubkiem kawy.
-Wiesz co, ja będę się już zbierała. Shawn, będzie się martwił. -powiedziałam po czym wstałam i wzięłam torebkę.
-Odwieźć Cie? -odstawił oba kubki.
-Jesteś trzeźwy? -musiałam o to zapytać.
-Teraz już tak. -język mu się plątał.
-Okej. -ruszyłam w stronę drzwi.
Wsiedliśmy do czarnego Range Rovera. Wiedziałam, że nie był trzeźwy, ale jakoś musiałam wrócić do domu. W sumie jeśli wcześniej dojechaliśmy bezpiecznie, to czemu teraz miałoby być inaczej?
Jechaliśmy w całkowitej ciszy. Po kilkunastu minutach staliśmy pod moim domem, światła były zgaszone, czuli Shawn poszedł spać. Dobrze.
-Jak Ci się podobało? -trzymał obie ręce na kierownicy.
-Było całkiem fajne. Wydaje mi się, że będzie to teraz jeden z moich ulubionych sposobów spędzania czasu. -uśmiechnęłam się.
-I to mi się podoba. -przejechał językiem po ustach. -Tylko nie mów Shawnowi, że pozwoliłem Ci tyle wypić, a dodatkowo zapalić, oboje będziemy martwi. -zaśmiałam się na jego słowa.
-Nie ma problemu. -odpięłam pasy. -Dzięki.
-Nie ma problemu. -wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. -Śpij dobrze.
-Ty też. -uśmiechnęłam się po raz ostatni tego dnia i skierowałam się do domu.
Justin nie odjechał do momentu gdy nie zamknęłam za sobą drzwi i nie zapaliłam światła. Ściągnęłam szpilki, a moje stopy odetchnęły z ulgą. W jednej ręce trzymając torbę, a w drugiej szpilki szłam całkowicie po ciemku do swojego pokoju. Od razu ściągnęłam z siebie sukienkę i założyłam pidżamę. Byłam tak wykończona, że zrezygnowałam z prysznica i położyłam się do łóżka.
Nie wiem nawet kiedy, ale ogarnął mnie błogi sen.





xxxx
Witam was bardzo serdecznie :)
Za nami trzeci już rozdział. Wydaje mi się, że nie jest taki zły, jednak mam co do niego małe wątpliwości.
Jestem pod ogromnym wrażeniem widząc codzienną liczbę wyświetleń, a co dopiero łączną. Jest mi bardzo miło, bo wiem, że komuś spodobała się fabuła.
Komentarze również mobilizują mnie do dalszej pracy :)

Już niedługo widzimy się w kolejnym, J.







czwartek, 11 grudnia 2014

Chapter Two.

Z zamkniętymi jeszcze oczami, szukałam Justina leżącego obok mnie, jednak nigdzie go nie było. Niechętnie podniosłam się do pozycji siedzącej, aby rozejrzeć się dookoła. W moim pokoju panował półmrok, okna były zasłonięte. Światło wpadało do pokoju przez niedomknięte drzwi. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Chłopcy dyskutowali między sobą dość głośno, byli ewidentnie rozkojarzeni. 
W momencie gdy odchrząknęłam, ucichli, a ich twarze skierowały się w moją stronę. Poczułam, że moje policzki się rumienią, nienawidziłam być w centrum uwagi.
-Jak się czujesz? -zapytał z troską Shawn. 
-Lepiej. -uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego. -Kiedy wróciliście? Czemu nikt mnie nie obudził? Która jest godzina? Nic Ci nie jest? Wam? Co z tym idiotą? Gdzie jest.. -Will mi przerwał. Była masa rzeczy na które nie znałam odpowiedzi. 
-Porozmawiajcie sobie, nie będziemy przeszkadzać. -wszyscy wstali i skierowali się do drzwi.
-Nie. -zaprzeczyłam.. -Zostańcie. To też tyczy się was. -dodałam szybko.
-Na pewno? -ponownie wszyscy spojrzeli na mnie.
Cholera. Tak bardzo tego nie lubię.
Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, kiedy do pokoju wszedł Justin, na moje usta od razu wkradł się mały uśmiech. 
-Czy moglibyście w końcu opowiedzieć mi co się wydarzyło zeszłej nocy? -niecierpliwiłam się.
Chłopcy spojrzeli się na siebie, wyglądało to tak, jakby nikt nie wiedział co powiedzieć.
-Halo, ja tu wciąż jestem i czekam. -założyłam ręce na piersi i przystanęłam na jednej nodze.
Shawn  spojrzał na mnie i wskazał miejsce na przeciw siebie. Bez słowa usiadłam.
-Więc? -spytałam.
-Więc, teoretycznie jest dobrze i już więcej się do Ciebie nie zbliży.. Tak mi się przynajmniej wydaje. -powiedział na jednym wydechu.
-Tak Ci się przynajmniej wydaje? Nie mógłbyś jaśniej Shawn? -zmarszczyłam delikatnie brwi.
-Co mam Ci powiedzieć? Że dostał kulkę w brzuch, ale nam spierdolił? To chciałaś usłyszeć? -na jego twarzy malowało się rozczarowanie.
-Tak. Chcę znać prawdę. Chcę wiedzieć co się wydarzyło od początku do końca. -Shawn jest idiotą, nie rozumie, że jestem ciekawa i po prostu muszę wiedzieć.
Mój brat wciągnął powietrze i natychmiastowo je wypuścił. -Kiedy dotarliśmy na miejsce, zdecydowaliśmy się po prostu tam wejść i załatwić wszystko od ręki. Przy frontowym wejściu nie było nikogo, właściwie przez całą drogę nie natknęliśmy się na żadnych z jego ludzi. Dopiero schodząc po schodach od piwnicy usłyszeliśmy dość głośne rozmowy, śmiech, muzykę oraz intensywną woń marihuany i papierosów. Korytarz był szary od unoszącego się kłębku dymu. Każdy z nas miał załadowane bronie, po prostu wyważyliśmy drzwi i zaczęliśmy strzelać do każdej z obecnych osób, nie było ważne kto tam był. -przerwał na chwilę.
-I co dalej? -dopytywałam.
-Każdy leżał martwy. Ogarnęła mnie ulga, jednak kiedy zorientowałem się, że nie ma tam Malettiego, dotarło do mnie kilka rzeczy. Wiedział, że będę chciał się odegrać, wiedział o tym. Przeszukaliśmy cały budynek. Zrezygnowani, ale wciąż w gotowości wyszliśmy przed wejście i dyskutowaliśmy o tym co dalej, kiedy otoczył nas Maletti wraz ze swoim gangiem. -ponownie przerwał.
Podniosłam pytająco brwi, czekając na resztę wydarzeń.
-Zaczęliśmy rozmawiać. Wydawało się, że jest okej do momentu, kiedy jeden ze snajperów będących na dachu strzelił. Chybił o kilka milimetrów od mojej głowy. Od razu wybuchła strzelanina. Oczywiście robiłem wszystko, aby dotrzeć do tego skurwiela i móc załatwić go gołymi pięściami, pozwolić mu umrzeć w męczarniach. Sam jednak dostałem w ramię.. -przerwałam mu.
-Czekaj, czekaj! Zostałeś postrzelony? -spanikowałam i automatycznie ogarnęło mnie poczucie winy. Mógł zginąć przeze mnie, oni wszyscy mogli zginąć.
-To nic takiego Kay, nie przejmuj się. Jest dobrze. -starał się mnie uspokoić.
-Nie Shawn, nie jest dobrze. Mogłeś zginąć, wy wszyscy mogliście zginąć przeze mnie. -pokręciłam głową. -Ja.. Ja przepraszam. -nie wiedziałam co powiedzieć. teraz kiedy zaczynałam się już uspokajać i myśleć naprawdę trzeźwo wszystko do mnie dotarło.
-Nie masz za co przepraszać. -powiedział Scott.
-Nie Scott, właśnie mam, a właściwie powinnam wam podziękować. -spojrzałam na każdego z nich. -Dziękuję. I mówię to naprawdę szczerze. Jesteście dla mnie jak rodzina, znaczycie dla mnie naprawdę wiele. -uśmiechnęłam się lekko.
-Ooo, misiaczek. -Jack zaśmiał się.
Wszyscy do siebie podeszliśmy i objęliśmy się. Wyglądaliśmy jak banda idiotów, kochających się idiotów.
-Gdyby ktokolwiek nas teraz zobaczył.. Bylibyśmy skreśleni na liście najlepszej trójki w mieście. -wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem na słowa Willa.
Miał rację, miał cholerną rację.
-Co w rodzinie to nie zginie. -zaśmiałam się.
-Dokładnie tak Sparks. -Will rozczochrał moje włosy. -A tak na poważnie. Zawsze możesz na nas liczyć, jesteśmy gotowi za Ciebie zginąć. Jesteś częścią naszej małej, chorej psychicznie rodziny Kay. -powiedział to z lekkim uśmiechem na twarzy, na co wszyscy przytaknęli.
Do oczu napłynęły mi łzy, bo wiem co to dla nich znaczy, wiem jaką ma to dla nich wartość. Czuję się naprawdę wspaniale wiedząc, że mam takich ludzi przy sobie, mimo, że może nie znamy się w rzeczywistości najlepiej i nie spędzamy wspólnie masy czasu.
-Możesz śmiało powiedzieć, że nas kochasz Will, to zostanie między nami. -po raz kolejny wszyscy wybuchnęli śmiechem, tym razem na słowa Shawna.
-Pieprz się Sparks, nie jestem gejem. -Will udał urażonego.
-Wiesz co miałam na myśli bro. -mój bart wyszczerzył zęby.
Will jedynie przytaknął. I ponownie skierował słowa do mojej osoby. -Kiedy Twój brat już się zgodzi, nauczymy Cię wszystkiego co powinnaś umieć i może któregoś dnia do nas dołączysz, tak na stałe.
-Byłoby dobrze. -uśmiechnęłam się.
-Nie ma mowy. Po moim trupie. -twarz Shawna była nie do opisania, mówił poważnie.
-W takim razie muszę Cię zabić, Sparks. -powiedziałam z chytrym uśmieszkiem.
-Uuuu. -z ust każdego, jednogłośnie wydobył się dźwięk o tej samej barwie. Niektóre były głośniejsze, niektóre cichsze.
Kiedy mój brat chciał coś powiedzieć, nie pozwoliłam mu dojść do słowa. -Powiesz mi wreszcie kto postrzelił Malettiego i jakim chujem udało mu się uciec?
-Gdyby nie Will, nie byłoby mnie tu. Maletti celował do mnie, ale Will go postrzelił. Jednak ktoś z jego ludzi pomógł mu się pozbierać, wsiedli do samochodu i odjechali. Pewnie pojechalibyśmy za nimi, gdyby nie dźwięk policyjnych syren. -pokiwał głową. -To wszystko.
 Spojrzałam na Willa, nie musiałam nic mówić, byłam pewna, że moje spojrzenie jaki i wyraz twarzy, wyrażały więcej niż słowa.
Pokiwałam głową analizując sobie wszystko od początku do końca.
 -Okej, rozumiem. -uśmiechnęłam się lekko i schowałam kosmyk włosów za ucho.-Powinniście odpocząć, wszyscy, bez wyjątku. Ty też Justin. -spojrzałam na bruneta.
-Nie żartuj, jestem wypoczęty i pełen sił, po za tym, jeśli oni wszyscy pójdą spać, kto będzie dotrzymywał Ci towarzystwa i Cię pilnował? -zapytał wymigując się od siedzenia w domu.
-Justin ma rację, ktoś musi z Tobą być Kay, to dobry pomysł. -wtrącił Shawn.
-W porządku. -powiedziałam krótko i spojrzałam na zegarek. -Co? Jest 6:48? Jak to możliwe? Ile przespałam? -zapytałam rozkojarzona i odrobinę zszokowana.
-Cały wczorajszy dzień aż do teraz. -Justin odpowiedział na moje pytanie.
-Jak to możliwe? -ponownie do mnie nie docierało. -Czy wy przez ten cały czas nie spaliście?
-Najwidoczniej musiałaś być zmęczona i nie, nie spaliśmy. -dodał Gaz, nastoletni brat Willa.
-W porządku.. -wstałam z krzesła. -Więc jeśli pozwolicie, pójdę pod prysznic i się ubiorę. A wy. -spojrzałam na każdego z nich po kolei. -Zjedzcie coś i połóżcie się spać. Przyda wam się odpocząć. Zobaczymy się później. -uśmiechnęłam się delikatnie. -Oh i Justin. Przygotuj samochód, muszę pojechać do Blaze. -byłam stanowcza, ale miła w tym co mówiłam. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Nikt mi nie odpowiedział, wszyscy jedynie przytaknęli. Wchodząc na górę, zauważyłam, że Shawn bierze Justina do innego pomieszczenia na rozmowę. Nie do końca wiedziałam o co może chodzić, nic nie przychodziło mi do głowy.
Rozejrzałam się za jakimiś ciuchami. W oczy rzuciły mi się podarte shorty z jasnego dżinsu o wysokim stanie, czarny top do połowy brzucha, oraz biały rozpinany sweterek. Wzięłam jeszcze tylko bieliznę i pokierowałam się do łazienki.
Moja ciało w reakcji z gorącą wodą przeszedł dreszcz, przyjemny dreszcz. Mięśnie się rozluźniły, a ja czułam się co raz lepiej. Rany nie szczypały już tak bardzo jak poprzednio.Postałam jeszcze chwilę pod lejącą się wodą i zakręciłam kurki. Szybko owinęłam się ręcznikiem i wysuszyłam ciało. W międzyczasie mniejszy suszył moje włosy. Ubrałam się i umyłam zęby. Wysuszyłam włosy, po czym jak zawsze zostawiłam je rozpuszczone. Zrobiłam delikatny makijaż i użyłam moich ulubionych perfum.
Patrząc w lustro spoglądałam na szramy na mojej skórze. Mogłabym ubrać coś co je zakryje, abo przynajmniej nakleić plastry, ale nie ma co się oszukiwać, one i tak tam są. Niczego nie zmienię.
Do torby wrzuciłam telefon, klucze od domu i samochodu, portfel, słuchawki, chusteczki higieniczne, gumy do żucia, perfumy, tusz, pomadkę do ust oraz inne mniej potrzebne mi rzeczy.
Kiedy zeszłam na dół zauważyłam, że jest już 8. Wow, naprawdę sporo mi to zajęło.
Justin siedział przy wysepce kuchennej ukrywając twarz w dłoniach, po za nim nie było już nikogo. Wydaje mi się, że wszyscy pojechali już do domku*. 
-Hej, Justin. -niepewnie powiedziałam stojąc tuż za nim.
-Gotowa? -spojrzał na mnie.
Pokiwałam głową. -Coś się stało? -spytałam z troską.
Doszłam do wniosku, że jeśli on ma opiekować się mną i martwić o mój stan psychiczny jak i fizyczny, to czemu ja nie mogłabym martwić się o niego? No właśnie.
-Nic, po prostu jestem trochę zmęczony. -ściągnął kurtkę z oparcia krzesła.
-Dlatego chciałam, abyś się przespał. -spojrzałam mu w oczy.
-Nie chciałam, żebyś została sama Kay. -puścił mi oczko, na co lekko się zarumieniłam.
-Jesteś kochany. -uśmiechnęłam się wesoło. -Ale naprawdę, nie powinieneś sobie zawracać mną głowy, powinnam dać sobie radę.
-Nie ma mowy, to dla mnie żaden problem. Po za tym, uważam, że dzięki temu będziesz bezpieczniejsza. -uśmiechnął się.
Nic nie powiedziałam. Założyłam moje czarne sznurowane botki.
-Jedziemy? -zapytałam, machając kluczykami od samochodu.
-Ja prowadzę. -uśmiechnął się i przechwycił kluczyki.
Zaśmiałam się i po wyjściu zamknęłam za nami drzwi. Zajmując miejsce pasażera, usiadłam wygodnie i zapięłam pasy. Włączyłam radio i pogłośniłam. Mój kierowca jedynie na mnie spojrzał i się uśmiechnął, pokazując rządek swoich idealnie prostych zębów. Na moje usta wkradł się mały uśmiech. Podałam mu adres na który mamy się udać.
-Nie wolałabyś najpierw czegoś zjeść? -zaproponował.
-Może najpierw załatwimy sprawę z Blaze, a później skoczymy na jakieś śniadanie? -spytałam.
-Nie ma problemu. -wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
-Jeśli mamy spędzać ze sobą czas, to musisz coś dla mnie zrobić. -miałam mu do postawienia warunek.
-Co takiego? -spojrzał na mnie kątem oka i odpalił jednego, po czym wyjechał na ulicę.
-Masz przy mnie nie palić, szczególnie w samochodzie. -wyciągnęłam papierosa z jego ust i wyrzuciłam przez okno.
-Żartujesz sobie? -spojrzał na mnie rozbawiony.
-Nie Justin, nie żartuje. Po protu nie toleruję tego zapachu, po za tym trujesz siebie przy czym i mnie. -w samochodzie unosiła się delikatna woń wyrobu tytoniowego.
-Nie ma szans Kaylen. To moje uzależnienie i nie skończę z tym od tak, nawet nie chcę. -skupił się na prowadzeniu samochodu i był widocznie poirytowany moim warunkiem.
Przez kilka minut panowała cisza, kiedy Justin wypuścił z ust powietrze i kontynuował.
-Możemy umówić się tak, że po prostu nie będę palił w samochodzie. To jedyny kompromis na który mogę pójść. -ponownie spojrzał na mnie kontem oka.
Po chwili zastanowienie odpowiedziałam. -Zgoda.
Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę, odpowiedział mi tym samym.
-Jesteśmy. -powiedział zbyt entuzjastycznie.
-Wow, naprawdę dobrze jeździsz, nie odczułam nawet, że się zatrzymaliśmy. -zaśmiałam się.
-To moja druga zaleta, którą miałaś okazję doświadczyć na własne oczy. -światło wpadające przez przednią szybę oświetlało jego tęczówki.
-W takim razie jaka była ta pierwsza? -zapytałam.
-To mój wygląd. -puścił mi oczko.
-Jesteś tego pewien? To na pewno wygląd? -podniosłam pytająco brwi, a na moich ustach malował się uśmiech.
-Zdecydowanie. -wyjął kluczyki ze stacyjki i skupił całą uwagę na mnie.
-Nie byłabym tego aż taka pewna. -droczyłam się z nim.
-Panienko Kaylen czy ja dobrze słyszę? -ton jego głosu był cichszy niż zwykle.
-Zdecydowanie Panie Bieber. -spróbowałam dopasować ton swojego głosu.
-Czyżby?
-Tak. -otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu.
Justin również opuścił samochód i spojrzał na mnie pytająco. Puściłam mu oczko i ruszyłam w stronę domu Blaze. Niepewnie zadzwoniłam do drzwi. Nie musiałam długo czekać aby moim oczom ukazała się szatynka.
-Hej. -uśmiechnęła się promiennie.
-Hej. -odpowiedziałam jej tym samym.
-Wejdziesz? -odsunęła się, pokazując mi gestem abym weszła.
-Nie, wpadłam tylko na chwilę. -grzecznie odmówiłam.
-A więc o co chodzi? -zamknęła drzwi i poprowadziła nas na ławkę stojącą na ganku.
Usiadłyśmy.
-Chciałam Ci jeszcze raz podziękować.
-Nie ma sprawy, naprawdę się cieszę, że byłam to ja. -pomasowała mnie lekko po ramieniu.
-Nie, naprawdę. Nie wiesz jak duże ma to dla mnie znaczenie, nie wiem co bym zrobiła gdyby nie ty. Pewnie musiałabym iść sama do domu, a obie doskonale wiemy jak daleko to jest. -zaczęłam bawić się pierścionkami zdobiącymi moje palce.
-Cała przyjemność po mojej stronie Kaylen. -uśmiechnęła się.
-Po prostu Kay. -nie wszyscy mogą mówić do mnie Kay, ale czułam, że może wyjść z tego całkiem ciekawa znajomość.
-Cała przyjemność po mojej stronie Kay. -poprawiła się.
Właśnie zdałam sobie sprawę, że cały czas się uśmiecham.
-Będę się zbierała. -wstałam pierwsza, a zaraz po mnie moja koleżanka.
-Na pewno nie wejdziesz do środka? -zaproponowała raz jeszcze.
-Nie, dzięki. Czeka na mnie kolega. -wskazałam głową na chłopaka opartego o samochód, który właśnie palił papierosa.
-Całkiem przystojny ten twój kolega. -szturchnęła mnie w ramię.
-Tak, jest niczego sobie. -obie się zaśmiałyśmy co przykuło jego uwagę.
Kiedy zapanowała cisza, Blaze postanowiła się ją przerwać.
-Jak się czujesz? -ściszyła głos.
-Lepiej.. Dużo lepiej. -odpowiedziałam po chwili zastanowienia.
-Cieszę się.. Wiesz, gdybyś chciała z kimś pogadać, wiesz gdzie mnie znaleźć.
-Będę pamiętała. -uśmiechnęłam się. -Do zobaczenia. -przytuliłam ją i ruszyłam do samochodu.
Usłyszałam za sobą krótkie "trzymaj się" i zamykanie drzwi.
Kiedy przechodziłam obok samochodu by móc zająć miejsce jako pasażer Justin czekał już w środku.
-Dokąd jedziemy? -spojrzałam się w jego stronę.
-Do baru. -odparł krótko.
-Okej.
Całą drogę spędziliśmy w ciszy, którą przerywała muzyka lecąca z radia.

Zatrzymaliśmy się pod niewielkim budynkiem. Trzymałam się blisko Justina. Zajęliśmy stolik przy oknie. Kelnerka przyniosła nam menu. Nie musiałam nawet do niego zaglądać by wiedzieć co chcę. Po krótkim czasie przyszła ta sama dziewczyna.
-Zdecydowaliście się już na coś? -na jej buzi był szeroki uśmiech.
-Ja poproszę jajka na bekonie i sok pomarańczowy. -powiedział Justin.
Oboje patrzyli teraz na mnie i czekali na moje zamówienie.
-Poproszę to samo. -uśmiechnęłam się.
-Wasze zamówienie powinno być gotowe za około 15 minut. -poinformowała nas i zgrabnym krokiem odeszła.
Spojrzałam w okno i zatraciłam się we wspomnieniach sprzed dwóch lat..

Siedząc na fizyce odliczałam minuty do dzwonka. Aby czas zleciał mi szybciej bazgrałam coś po marginesie zeszytu, z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka oznaczającego przerwę na lunch. Wrzuciłam swoje rzeczy do torby i wyszłam z klasy. Moją uwagę przykuł Shawn który stał z opuszczoną głową, podparty o ścianę. Od razu do niego podeszłam i spytałam o co chodzi.
-Kaylen.. Musimy porozmawiać. -powiedział zachrypniętym głosem.
-Coś się stało? -poczułam się dość nie pewnie.
-Lepiej jeśli stąd wyjdziemy. -złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę wyjścia. 
-Nie Shawn, nie może powiedzieć mi tego tutaj? I tak nikt nas nie słucha, uwierz mi, mają ważniejsze rzeczy na głowie. -wskazałam na otaczający nas tłum ludzi.
Shawn przełknął ślinę i zaczął mówić. -Chodzi o rodziców..
-Coś im się stało? Mieli wypadek? -zaczęłam dopytywać.
-To nie był wypadek Kaylen.. -każde słowo wychodzące z jego ust było przepełnione bólem.
-Czy.. Czy oni żyją? -w mojej głowie pojawiło się tysiące scenariuszy i jeden ten najgorszy.
Shawn spojrzał mi w oczy i opuścił głowę w dół po czym pokręcił przecząco głową. 
Nie mogła w to uwierzyć, po prostu nie mogłam. Jeszcze rano z nimi rozmawiałam.. 
Do moich oczu zaczęły napływać łzy i nie wiem nawet kiedy ale osunęłam się na ziemie i straciłam przytomność. 
Obudziłam się podłączona do kroplówki, a obok szpitalnego łóżka siedział zapłakany Shawn. Nie pamiętałam jak się tu znalazłam i co spowodowało mój pobyt tutaj. I czemu nie było rodziców.. No tak, rodziców. Na samą myśl i o nich ponownie zaczęłam płakać. Chłopak spojrzał na mnie i wziął w objęcia.
-Tak mi przykro Kay.. -wyszeptał.

Na samo wspomnienie w oczach ponownie zaczęły mi się zbierać łzy.
-Wszystko w porządku? -spytał zmartwiony Justin.
-Tak, tak, jest okej. -zorientowałam się, że po moim policzku spłynęła łza i szybko ją wytarłam rękawem sweterka.
-Jesteś pewna? -Justin nie był głupi, zauważył, że coś jest nie tak.
-Ja.. Po prostu przypomniała mi się sytuacja z dnia kiedy Shawn przyszedł do szkoły i.. -w moim gardle powstała duża gula, która uniemożliwiła mi powiedzenie czegokolwiek.
-Shhh. Spokojnie Kay. -usiadł obok i mnie objął.
Pozwoliłam sobie na chwilę zapomnienia i zaczęłam płakać. Wtuliłam się w silne ramiona chłopaka. Cieszę się, że nie musiałam mu tłumaczyć o co chodzi, wiedział o wszystkim jeszcze przede mną.
Poczułam jak ręką rysuje na moich plecach różne wzorki, co mnie rozluźniało i już po chwili się uspokoiłam. Podniosłam wzrok by na niego spojrzeć. Jego czy były przepełnione troską i współczuciem.
-Lepiej? -nie pewnie zapytał, a ja jedynie przytaknęłam.
-Muszę wyglądać jak panda, prawda? -oboje się zaśmialiśmy na moje słowa.
-Nie, nie jest tak źle. -przyłożył dłonie do mojej twarzy i zaczął wycierać moje policzki kciukiem i wierzchem dłoni.
-Dziękuję. -uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Do usług. -puścił mi oczko.
-Proszę bardzo. -przed nami pojawiła się kelnerka i zaczęła podawać na talerze.
-Życzę smacznego. -posłała ciepły uśmiech. -Gdybyście mnie potrzebowali, pytajcie o Lorę. -już po chwili jej nie było.
Jedząc rozmawialiśmy co nieco, dzięki czemu mogłam poznać go bliżej. Nie spodziewałam się, że może być tak interesującą i dojrzałą osobą. Zawsze widziałam go jako głupkowatego kolegę mojego starszego brata, oczywiście jest mi bliski, ale to nadal najlepszy przyjaciel mojego brata.


xxx
*domek - zazwyczaj osobiście jest to dla mnie niewielki drewniany dom w którym robimy imprezy, ale tu ma bardziej znaczenie czegos w rodzaju jak ich kryjowki(?).

Witam po długiej przerwie. 
Chciałam od razu przeprosić, ale jak wiecie szkoła ssie i miałam masę nauki, w tym jeszcze teraz poprawianie ocen. Nie za bardzo kiedy miałam pracować nad rozdziałem, ale dziś się zebrałam o go dokończyłam. 

Rozdziały będą już dodawane regularnie z racji tej, że w najbliższym czasie powinnam mieć zdecydowanie więcej wolnego czasu.

Mam nadzieję, że nie jest zły. 
Zachęcam do komentowania, bo ma to ogromne znaczenie i jest dla mnie wielką motywacją x

do następnego, J.